Ten moment, w którym postanawiasz, że tak parę dni przed ślubem nie będziesz dotykać atramentów, żeby nie ufajdać sobie rąk i paznokci, a tu jedno pióro robi Ci niespodziankę i totalnie wylewa, zalewając Ci ręce, biurko i dziennik :D
I to jeszcze czerwonym atramentem... ;-)
Spoiler: odmyło się do ślubu :D