Ten nasz ślub to miał być tylko obiad w restauracji dla najbliższej rodziny i potem tort i kawa w domu plus grill następnego dnia, a tu się robi operacja jakbyśmy co najmniej królową angielską mieli przyjąć ;-)
Ale to nawet fajnie tak wyciągnąć rzeczy nieużywane od dawna, odświeżyć odświętne zastawy, wypolerować kieliszki.
Lubię w ogóle ten moment planowania, organizacji. Myślenia o tym, co będzie fajne, co ludziom się spodoba.
No i zdecydowanie łatwiej jest mi się zmusić do generalnych porządków (akcja, adrenalina, misja :D) niż do takich nudnych i banalnych codziennych ;-)