Jakoś nigdy specjalnie nie korzystałam z tych wszystkich maseczek i utensyliów upiększających. Ale skoro na panieński dostałam ładny zestaw, to jeszcze go wzbogaciłam i zrobiłam sobie takie mikro-spa przedślubne :)
W sumie to nawet daje radę, pyszczek miałam jakby gładszy ;-) Choć ręce - jakimś dziwnym trafem - pomimo tony kremu, rękawiczek regenerujących i w ogóle - miałam bardziej szorstkie niż zwykle :D
Cieszę się tak ogólnie życiowo, że M. nie ma "wymagań" odnośnie stopnia wypindrzenia kobiety i akceptuje mnie taką, jaką jestem. A jeszcze to nasze życie najczęściej ma fajniejsze momenty, gdy jesteśmy w ciuchach roboczych, dresach czy innych nieeleganckich konfiguracjach.
A jeszcze bardziej się cieszę, że mi się udało zaakceptować siebie taką jaką jestem, bez makijażu, z nogami grubszymi niżbym sobie życzyła i paroma innymi fragmentami powłoki cielesnej, któych bym sama sobie nie wybrała. To cudowne wiedzieć i czuć, że to nie ma znaczenia. A przynajmniej nie powinno mieć, gdy wszystko inne działa prawidłowo.
Co jednak nie wyklucza tego, że fajnie się tak wypięknić. Trochę pozatrzymywać czas, choć lubię to, że po mojej twarzy widać, że się często śmieję ;-)