Takie tam, z pociągu.
Pyk, i człowiek znowu na południu.
Kolejny tom Pratchetta zaliczony, pranie w domu ściągnięte (miało wisieć do połowy czerwca, w sumie dobrze się złożyło ;-))
I z rozpędu trzeba wkroczyć w ostatni przedślubny tydzień.
Tak po prostu.