2500. Dwa tysiące pięćset dni robienia zdjęć dziennie codziennie*.
* nie licząc tych bodajże 3 czy 4 dni przez ten czas, gdy było totalne "photo not found" - może ktoś powiedzieć, że powinnam to zacząć świętować za 4 dni. Ale dziś - gdy to piszę - jest idealnie za 4 dni ;-) Także tego :>
I dziś, totalnie PRZYPADKIEM - jak połowa rzeczy w moim życiu - akurat przyszedł do mnie nowy obiektyw. Nie planowałam tego, decyzja była spontaniczna (ach, te promocje ;-)), choć decyzję, że "kiedyś go kupię" miałam już podjętą jakiś czas temu. No i tak się pięknie złożyło... =)
(tak tylko dodam, że nowy obiektyw został użyty do zrobienia tego zdjęcia na którym przedstawiony jest ten oryginalnie nabyty z aparatem ;-))
Dociekliwi też pewnie zauważą, że gdzieś na przełomie kwietnia i maja numeracja zrobiła mały skok - niestety za rzadko sprawdzam, czy się nie mylę w ręcznym numerowaniu tych dni i niestety pomyłki się kumulują. Posprawdzałam to wszystko kalkulatorami i jakby nie patrzeć - od 5 lipca 2017 do 8 maja 2024 włącznie jest 2500 dni.
Szczerze powiem, że nie wiem po co to robię. Serio nie wiem.
Ale za każdym razem, gdy jestem na granicy zwątpienia ktoś mi rzuci gdzieś w przelocie, że fajne, że czytał, że coś mu to zrobiło w serduszko. Więc jak przestać?...
Szczerze mówiąc to właśnie chyba mnie najbardziej trzyma - że kiedyś komuś jakiś mój wpis napatoczy się w jakimś potrzebnym momencie i jego życie choć w małym stopniu będzie lepsze.
Widzę po sobie jak czasem istotne jest przeczytanie pozornie nieważnych słów w odpowiednim momencie. Niektóre są jak latarnia, inne jak kocyk, inne jeszcze jak kop w dupę. Każde na jakiś sposób potrzebne...
Także zaczynam kolejną "ćwiartkę dychy". Jestem bardzo ciekawa gdzie będę za kolejne 2500 dni. I mam nadzieję, że nie zawiodę po drodze ani Was ani siebie.