Zaczyna się robić poważnie...
Zainwestowaliśmy właśnie 84zł w sformalizowanie naszego związku.
Gdzieś tam między pracą a basenem podskoczyliśmy podpisać się na jakichś kartkach w urzędzie ;-)
Przez lata wyobrażałam sobie, że jak dotrę do tego momentu, to na każdym rogu grać będą trąby, a ja będę wzlatywać pod sufit, emocje sięgną zenitu i ogólnie będzie się DZIAŁO.
A tu... tak po prostu, jakby to była najbardziej naturalna rzecz pod słońcem.
Człowiek się budzi koło drugiego człowieka i stwierdza, że trzeba umyć zęby i wziać ślub :D
Trochę spłycam oczywiście, ale serio - nie spodziewałam się, że to będzie aż tak proste.
Zresztą M. jest pierwszym mężczyzną, przy którym wszystko jest proste i naturalne. Tak się parę razy przy różnych okazjach nad tym zastanawiałam, i wydaje mi się, że odpowiedzią jest to, że się nie boję. Że te wszystkie "emocje" i motyle w brzuchu to był w jakimś stopniu strach - czy on odpisze, czy będzie, czy na pewno mu się podobam, czy okaże się dobrym człowiekiem, czy się zestarzejemy razem... I ten strach był uzasadniony, bo w większości przypadków odpowiedzią było "nie, nie zestarzejemy się razem".
Teraz nie ma strachu. Jest po prostu tak jak powinno być.