Walentynki. Walentynki-Sralentynki, kochać trzeba codziennie, ale w sumie to fajnie tak trochę poobchodzić to święto.
No i zawsze to lepszy pretekst dla mężczyzn żeby się złamać i kupic nam jakieś kwiatki :D
Bo generalnie ja lubię kwiatki, a M. uważa, że to morderstwo na roślinkach. Nawet ostatnio mieliśmy taki fajny dialog a propos tego tematu:
On: Widzisz, ja kupuję kwiaty, skrzydlokwiat, sanseveria, monstera... ja: ale nie mi! On: jak to nie? A nie Ty podlewasz?
Kurtyna :D
PS. a tak serio to sie z nim zgadzam, te róże były obłędne, ale gdy piszę te słowa 5 dni później połowa z nich ma już dosyć bytności na tym świecie. "Polne" kwiatki trzymają sie trochę lepiej tak statystycznie.
Ale czasem fajnie być przez moment nieracjonalną księżniczką ;-)