Bosz, jak dawno nie puszczaliśmy nic z winyla...
(W sumie po fakcie dowiedzieliśmy się dlaczego, aktualne ustawienie gramofonu jest tak niewygodne, że masakra :D)
Ale fajnie od czasu do czasu puścić muzykę dla muzyki a nie tylko w tło. I mimo wszystko fizyczny wysiłek włożony w to, żeby dźwięki się pojawiły, robi różnicę w odbiorze.
Dostałam na urodziny dwie płyty i je przesłuchaliśmy. Choć muszę powiedzieć, że unikatowe nagrania The Doors z jedynej w swoim rodzaju sesji nagraniowej były w odbiorze dość... hmm... dla koneserów :D Ale za to Glen Hansard zawsze wpada jak złoto, choć tutaj raczej jak kryształ, bo na przezroczystym winylu :)
Aż pożałowałam, że nie pojechałam na jego koncert do Warszawy, pomimo, że pojechanie tam na środę wiązałoby się z dużym w wysiłkiem i kombinacjami. Pomijając totalnie koszty... ;-)
Widziałam go już w sumie 3 razy (Poznań, Warszawa, Gdańsk). I na dwóch z tych koncertów wyszedł w publiczność tak, że stałam dosłownie mu pod gitarą. Uwielbiam go - za to jego podejście do muzyki, za to, że widać, że kocha to co robi, za brak ciśnienia na komercyjne podejście, za to, że widać, że śpiewa z serducha.
I mam nadzieję, że jeszcze go usłysze na żywo.