Czasem trzeba się uspołecznić ;-)
Mam teorię, że jak się jest dorosłą osobą pracującą na etacie, to zdecydowanie więcej energii ma się w poniedziałkowy poranek niż piątkowy wieczór...
Kiedyś to się tylko na ten piątek czekało, jakieś imprezy, wyjazdy, ile razy wracałam pociągiem o 7 rano w poniedziałek prosto do pracy... padnięta ale szczęśliwa. A teraz? :D Teraz w piątek o tej 16 marzę o niczym. Dosłownie, żeby już nic nie było trzeba ;-)
Ale się zebraliśmy i wyszliśmy "na miasto". A żeby było śmieszniej - spotkać się z moją przyjaciółą z liceum, mieszkającą nadal w Gdańsku - z którą częściej się tu widuję niż na północy :D, oraz naszym wspólnym znajomym z Gliwic - w sumie jedną z dwóch osób, która się cieszy, że ma mnie bliżej - choć z nim akurat widywałam się częściej w Gdańsku :D Takie paradoksy ;-)
Asia zaproponowała knajpkę "Szczęście istnieje". Polecam zdecydowanie, uwielbiam miejsca, w których pracują ludzie do nich pasujący. Pani za ladą tak opowiadała o dostępnych ciastach, robiąc to po raz setny pewie tego dnia, że jedyne co mogłam powiedzieć po fakcie to "Pani opowie to jeszcze raz" :D
A na zdjęciu herbata zimowa imbirowa. Sama z siebie nie dodałabym połowy tych rzeczy do własnego napoju - przecież nie lubię anyżu i gdzie rozmaryn w herbacie?! - a tu zagrało to pięknie.
Taka z tego notatka na przyszłość, że trzeba być otwartym na rzeczy, które są same w sobie niefajne, bo może gdzieś coś fajnego ładnie uzupełnią ;-)
No i oczywiście standardowy wniosek po spotkaniu z ludźmi, na które ciężko było sie zebrać, że jednak fajnie wyjść z nory od czasu do czasu :D