Dziś kolejny spacer do Weligamy. Jakoś po paru dniach mamy wrażenie, że to pyk i jesteśmy, za pierwszym razem wydawało się jakby to nie wiem jak daleko było.
Wracaliśmy o zachodzie słońca, niebo było żółte, a w przeciwną stronę zmierzały stada ogromnych nietoperzy - takich dosłownie wielkości jamnika :D Wrażenie bezcenne :D
Po raz drugi zjedliśmy obiad "na plaży". Jakoś na początku wyjazdu skusiliśmy się namowom pani, u której można było sobie wybrać rybki i owoce morza, które na miejscu były przygotowywane. Było to takie dobre (szczególnie krewetki!), że skusiliśmy się na powtórkę. I jeszcze większe krewetki :D
M. faszeruje się mango, ja małymi banankami. Fajne takie urlopowe życie :)