I od czego tu zacząć... Czy od pozdrowień z pociągu, czy od tego, że w końcu słońce, czy od tego, że dziś okrągłe 2k zdjęcie. A możę od tego, że walentynki inaczej smakuje ja się w końcu ma w swoim życiu osobę, z którą relacja jest po prostu dobra?..
2048. No bo w końcu to małe święto mojej informatycznej duszy na tym blogu. 2 do potęgi 11 zdjęć ;-) Jakimś cudem w sierpniu omsknęła mi się numeracja o 50 dni (zamiast 1880 poszlo 1830 i tak zostało do dziś, i wcale nie oznaczało to ręcznej zmiany numeracji w jakichś 170 plikach...) i przegapiłam 2000 zdjęcie, które było w grudniu. I na ostatnią chwilę zdążyłam z tym :) Ale może tak miało być :D
Pociąg. Lubię się przemieszczać, oglądać inny świat niż standardowe parę kilometrów kwadratowych (kiedyś zaznaczyłam na mapie dom i wszystkie punkty, w których bywam - pracę, szkołę, rodziców, sklepy, wtedy jeszcze ściankę - i wyszło mi, że żyję na 3km kw.). Z jednej strony to trochę męczy - znów trzeba się spakować, o niczym nie zapomnieć, ogarnąć wszystko. A z drugiej mimo wszystko cieszy. Szczególnie gdy są fajne rzeczy na końcu tej podróży.
Słońce. Bosz, jak to dobrze, gdy w końcu zaświeci w oczy, nawet jak oślepia. Mam wrażenie, że jest szaro od nie wiem kiedy. A witamina D3 to jednak nie to samo (choć ratuje genialnie, sprawdzajcie poziom, bo życie z właściwym jest o niebo lepsze!). Jest coś emocjonalnie pięknego w tym, jak świat jest skąpany w słońcu. Jakoś od razu więcej nadziei, wszystko staje się prostsze...
14 lutego. Walentynki. Czy to, że do niego jadę przez całą Polskę jest wystarczającym prezentem? Zaponmiałam o kokardce ;-)
A tak serio - róbcie sobie Walentynki przez cały rok. Nie zapominajcie o tym, żeby każdego dnia okazywać drugiej stronie uczcucia, nawet gdy to "oczywiste". To oczywiste, że ciastka są dobre, a jednak ludzie cały czas to odkrywają od nowa ;-)
Choć nie wiem ile lat będzie musiało upłynąć w szczęśliwej miłości, żebym pozbyła się gorzkich skojarzeń z tym dniem, narastających już od podstawówki... Przez większość życia ten dzień sprawiał, że czułam się gorsza. Pomimo tego nawet, że "jestem fajna" i nie raz miałam tego dowody. Ale jakoś w Walentynki to się niespecjalnie kleiło ;-)
Dzisiaj przeczytałam w internecie parę fajnych tekstów. Generalnie wszystkie skupiały się na tym, że "miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty" - tylko te codzienne małe czynności, które sprawiają, że wiemy, że jesteśmy czyimś "ulubionym ssakiem". Więcej miłości jest w tym, że ktoś Ci zabierze kubek po herbacie z biurka, kiedy pracujesz niż gdy dostaniesz piękny bukiet róż. Paradoksalnie łatwiej jest kupić te róże niż po kimś posprzątać. Albo mu nie nabrudzić ;-)
Właścicielka Dobrego Zaczynu Młyn Tomaryny przypomniała mi też jeden cytat, z którym was tu zostawię (zdjęcie moje z trekkingu wokół Manaslu):