Po raz kolejny udało mi się wybrać na łyżwy do spodka, ale dopiero teraz zorientowałam się co widzę, gdy patrzę na logo Katowic.
Katowice. Dla odmiany.
Może to ten wczorajszy koncert, gdzie ze sceny padały słowa o potrzebnych zmianach, o tym, że czasem nie da się rozwijać tkwiąc w tym samym punkcie.
Tak, dla mnie Katowice są zmianą. Diametralną, życiową, o 180 stopni. Ale paradoksalnie równocześnie wracam w tym wszystkim do siebie, do pierwotnych potrzeb, odkrywam miłość na nowo - i tę romantyczną i tę ludzką, do świata.
Mam wrażenie, jakby to była kumulacja procesu, który rozpoczął się lata temu, kiedy zamiast zastanawiać się co powinnam zrobić, żeby świat był ze mnie zadowolony, zaczęłam się zastanawiać, co powinnam zrobić, żeby być zadowoloną z własnego świata.
Pomimo że to Gdańsk jest miastem portowym, mam wrażenie, że tu, po drugiej stronie Polski, w końcu zawinęłam do mojego prywatnego portu, w ciepło tych jedynych ramion, w spokój życia zgodnie z własnymi pasjami.
Może tak dla odmiany w końcu wszystko będzie dobrze?... ;-)