A o to i pierwsza "potrzeba" tego, że jestem u mamy. Kiszenie ogórków.
Odkąd pamiętam, jeszcze za dzieciaka, to był stały punkt letniego harmonogramu. Takie kupne kiszone ogórki to kupuję mniej więcej tak samo często jak chleb - czyli prawie nigdy, albo do jakichś bardziej hurtowych zastosowań ;-)
W sumie całkiem sprawnie poszło. 30kg. I potem jeszcze 20... i jeszcze 12 :D