Poniedziałek.
Zimno i pada. Poniedziałek, zimno i pada. No po prostu marzenie każdego ;-)
Trochę czuję w kościach weekendzik, nie sądziłam, że te parę rzeczy do ogarnięcia, które myślałam, że w większości odhaczę w czwartek, zmieni się w 4 dni grubej orki na różnych polach.
Ale satysfakcja jest. I jakoś lepiej się żyje bez tych wszystkich rzeczy, co "zaraz je zrobię". Niby nic, tu gdzieś papiery pochowane tam gdzie trzeba, tam akumulatorki naładowane, tu coś wyniesione do piwnicy... i głowa jakby lżejsza :)
W ogóle o mały włos bym o tym dzisiejszym zdjęciu nie zapomniała :D Bosz, czasem to już jest taka rutyna, że przestaje to być "czymś ważnym" i już nawet specjalnie nie pilnuję. Bo po prostu zawsze coś się dzieje do sfotografowania. Chyba że nie, to trzeba szyć na ostatnią chwilę jak dziś ;-)