To jest ten dzień, kiedy świat na pewno potrzebuje przepisu na racuchy... ;-)
Dziś zaczęłam tydzień "Drogi Artysty", który wymaga absencji czytelniczej. Przy pierwszym przebiegu trafiłam z tą absencją w urlop, było ciężko. Teraz w... (jakie to jest ciągle abstrakcyjne, że trzeba użyć tego słowa) wojnę.
Od paru dni śledziłam wydarzenia, twittera Zełenskiego, Anonymous, głównych dzienników światowych. A dziś już nic. Nie ma czytania. Nawet radia nie włączam... Dziwnie tak. Oczywiście nie wypadam z obiegu wiadomości, bo rozmawiam z ludźmi, ale jest tego o wiele mniej. Nie do końca czuję się komfortowo, że akurat tak się trafiło, chciałabym móc jakoś na bieżąco reagować chociażby na apele o pomoc. Ale nie ma przypadków.
Tak jak nie jest przypadkiem ten dywanik utkany przez moją koleżankę całkiem niedawno:
Dziś jej zawiozłam parę rzeczy dla uchodźców, jutro rusza na wschód pomagać w przygranicznych miejscowościach.
A co do przepisu na racuchy...
Mąkę przesiej do miski, dodaj drożdże, cukier, cukier wanilinowy, szczyptę soli i dokładnie wymieszaj. Następnie dodaj jajko, ciepłe mleko i zmiksuj (najlepiej końcówkami do zagniatania ciasta) na jednolite ciasto. Misę z ciastem przykryj folią spożywczą i odstaw na około 40-60 minut w ciepłe miejsce aż podwoi objętość. Na patelni rozgrzej większą ilość oleju (na głębokość około 3-5 mm). Do małej miseczki nalej trochę oleju i zanurzaj w niej łyżkę, a następnie nabieraj nią porcje ciasta i kładź na patelni. Smaż na złoty kolor z obu stron. Usmażone racuszki odkładaj na ręcznik papierowy.
W ogóle moje ostatnie doświadczenia mówią, że najlepsze przepisy są na stronie Oetkera... ;-)