Dziś to było prawdziwe "czasem słońce czasem deszcz". Robiąc poranną kawkę w ciepełku współczułam tym wszystkim, którzy nie mogą w nim siedzieć i musza poruszać się w terenie otwartym, bo lało przeokrutnie. A zaraz potem zawitał błękit nieba. Potem znowu padało. I trochę świeciło słońcem. I jedna tęcza, i druga, i trzecia...
I finalnie stwierdziłam, że zdjęcie z telefonu lepsze niż z aparatu, bo oczywiście byłam leniem i nie chciało mi się iść do drugiego pokoju po szkło szerokokątne, i jeszcze konweter przepinać i w ogóle... A te telefony teraz takie ładne zdjęcia robią przecież :D
I mam cichą nadzieję, że nie podstawią na nowo tego balona na boisku, bo bez niego mój horyzont jest o wiele ładniejszy :D Choć trochę żal dzieciaków, że muszą biegać na zimnym...