Nie jestem do końca pewna jak to się zaczęło, ale skończło się generalnym sprzątaniem łazienki (z odsuwaniem pralki włącznie), wymianą filtrów prysznicowych (oj tam oj tam, przecież tylko miesiąc na to czekały), porządkiem w narzędziach, zorietowaniem się po dwóch latach, że jak blaszka ma za mały otwór na gwint to można to rozwiecić jak się posiada wietarkę i wiertła do metalu, a takowe posiadam jeszcze dłużej niz ta blaszka się na ten gwint nie mieściła – może w końcu po wymianie przyssawki mydelniczka nie będzie mnie atakować pod tym wysprzątanym prysznicem :D
Podlałam kwiatki, uprzątnęłam szalikowy kokon z wieszaka, umyłam podłogę, pokroiłam i zamroziłam chleb, zrobiłam zakupy, przearanżowałam parę rzeczy w domu (bosz, czasem przestawienie jednego głupiego pudełka potrafi zrobić taką lekkość bytu!)... i pewnie jeszcze milion pobocznych rzeczy....
Już przestaję walczyć z tym, że jak motylek porządkowy machnie swoimi skrzydełkami z jakąś małą pierdołą to kończę po paru godzinach nawet nie wiedząc, co tak naprawdę się zdarzyło :D
A tak poza tym to był to Dzień Pisania Piórem – gdzieś między tym wszystkim nawet wzięłam udział w zabawie sklepu Twoje Pióro, w poniedziałek losowanie nagród, do wygrania oczywiście pióro :D A jak już mi to zaczęło gdzieś się pojawiać w socialach i ludzie tam piszą o tym, że nie bardzo są w stanie wybrać ulubione pióro z 60 (sześćdziesięciu!), to ja z tą swoją niecałą dychą to małe miki i chyba nie będę się już krępować jak mi gdzieś oko zabłyśnie :D
A cały ten dzień skończył się tak:
Tzn. zmierzał dopiero ku końcowi, bo gdzieś tam jeszcze jakieś łyżwy wieczorne zaliczyłam... :D