Jakimś cudem jest tak, że nie lubię buraków, a uwielbiam zakwas z nich. I w sumie same buraki kiszone też.
Surowe też jeszcze przejdą, ale gotowane to takie totalne no-go dla mnie, że nie jestem w stanie tego przezwyciężyć. Tak samo w sumie jest z marchewką – surowa bardzo spoko, a gotowana za nic ;-)
W każdym razie polecam taki zakwas, czasami wchodzi lepiej niż wino, a jeszcze można potem samochód prowadzić :D
Jakby ktoś chciał sobie taki zakwas zrobić w domu, to praktycznie jedynym problemem jest posiadanie odpowiednio dużego słoika, choć pierwszą wersję robiłam w zwykłych litrowych. Potrzebne jest:
Obieramy buraki i kroimy w miarę nieduże kawałki, wrzucamy czosnek, zalewamy solanką z przyprawami, zakręcamy słoik, ale nie na totalnie szczelnie (zakwas musi mieć "oddech") i odstawiamy na tydzień do dwóch.
W wersji ambitnej codziennie mieszamy i zbieramy pianę z powierzchni, w wersji leniwej robimy to jak nam się przypomni i trzymamy kciuki, żeby nie pleśniało :D
Jak już nam smakuje to co się wytworzyło (nie polecam próbować przez pierwsze 3-4 dni, bo jest paskudne), to zlewamy do butelek i trzymamy w lodówce. Testy mówią, że nawet z 3 tygodnie można. Buraki można zjeść (polecam starkować, cebulka i trochę majonezu – odkrycie mojej mamy, przepychota!).
Smacznego!