Obudziłam się wcześniej niż zwykle, wstałam z łóżka, ale nie leciała muzyka... ;-)
I z tego wcześniej gdzieś w krzątaninie przedpracowej udało mi się załapać się na zachód księżyca :) Fajne wrażenie. Jest w tym jakaś bardziej magiczna magia niż w zachodzie słońca.
I mam wrażenie, że ten księżyc zawsze gdzieś znika za chmurami i te zachody rzadko można zobaczyć. A może to jest kwestia taka, że przy porannych działaniach rzadziej się patrzy w okno i człowiek trochę bardziej się spieszy?