Jak masz w planach zrobienie tysiąca rzeczy to dołóż sobie jeszcze jedną, na pewno będzie fajniej i lżej się żyło... :D
A tak serio, to zrobienie łapacza snów chodziło za mną już od jakiegoś czasu. Chyba nawet gdzieś miało początek gdy przywiozłam jeden od kanadyjskich Indian (podobno ręczna robota). Temat ten odżył trochę ostatnio, jak się zorientowałam, że z Madery przywiozłam motek kordonka w kolorze moich nowych włosów. Paradoksalnie zorientowałam się, że to ten sam zestaw dopiero jak wróciłam z tymi warkoczykami do domu.
A sam motek kupiłam, bo po prostu "musiałam", gadał do mnie, że mam go zabrać to zabrałam :)
To co tu widzicie robiłam chyba na 3 podejścia, każde po niecałe pół godziny... Niby niewiele czasu, ale to dopiero początek roboty. Choć w sumie już trochę żałuję, że zaczęłam to wiązać (bo wychodzi trochę krzywo) zamiast normalnie opleść...