Kolejny dzień adepta kompozycji...
Dziś już dotarłam do etapu nagrywania wokalu, który jest w dalszym ciągu dla mnie trudny – paradoksalnie myślę, że bardziej trudny w głowie niż w paszczy ;-)
A jeszcze nie mogę się wyluzować ostatnio, co też nie wpływa dobrze na cały proces. Gdzieś zgubiłam entuzjazm sprzed 2 miesięcy, kiedy ciało samo wstawało po 6h snu i z radością witało nowy dzień. Mam wrażenie, że najchętniej to bym dała się wessać w łóżko i nie wychodziła z nory przez tydzień. I żeby jeszcze ktoś mi załatwił te wszystkie rzeczy, które trzeba załatwić, i które nawet nie są jakieś specjalnie ciężkie, ale w jakiś dziwny paradoksalny sposób urastają z 10min roboty do ściany nie do przejścia. Przecież to jest absurd, żeby dorosły, samodzielny, wykształcony i ogólnie ogarnięty człowiek potykał się o wykonanie telefonu albo wyklikanie czegoś w ePUAPie ;-)
Oczywiście te wokale to mi nie wyszły jakoś imponująco. Ale cała reszta aranżacji to nawet mi się podoba... ;-)