Jakoś na wiosnę rzuciłam cukier. Przeczochrałam się przez kilkadziesiąt badań, gdzieś tam pojawiły się w wynikach "zmiany" i "nowotwór" i jak już wszystkie alarmy zostały odwołane, to stwierdziłam, że i tak muszę coś zmienić w swoim życiu, żeby zminimalizować powtórki z takich akcji. A że podobno jesteś tym co jesz – a ja wtedy byłam drożdżówką – to stwierdziłam, że odstawię trochę tego, co prowokuje problemy. Czyli cukier, białą mąkę i drożdże.
Wcale tu nie dodam, że zrobiłam to tuż po tym, jak po latach prób i błędów znalazłam przepis na idealną drożdżówkę i zaczęła mi ona wychodzić... :D
Byłam pewna, że będe miała zespół odstawienny i będę chodzić po ścianach, ale okazało się, że wszystko poszło bardzo gładko. Dodatkowo zaczęłam móc jeść rzeczy, które wcześniej powodowały ból żołądka i ogólny dyskomfort. No i przy okazji parę kilo w dół, co też jest zaletą całej akcji.
Ale są takie rzeczy i sytuacje, kiedy grzeszę. Tak jak na przykład przed chwilą tym mikołajkiem, którego dostałam na Mikołajki od mojego nauczyciela śpiewu (Janusz, pozdrawiam :*).
I to grzeszę ze smakiem :D