Gdy wydaje Ci się, że coś tracisz, ale to wraca, choć nigdy nie jest już takie samo – czy będziesz umiał pokochać to na nowo? Czy będzie to ta sama miłość?
Ostatnio słyszałam w radiu reportaż o skrzypaczce, która grała na barokowych skrzypcach, które jej ukradli w Pradze. Okazało się jednak, że czeska policja te skrzypce odzyskała, ale musiały zostać na komisariacie jeszcze przez miesiąc, w gorące lato. Oczywiście nikt nie zdawał sobie co się stanie z takim instrumentem zostawionym na słońcu. Okazało się, że nawet lakier się złuszczył i skrzypce wymagały generalnego remontu. I nigdy nie grały tak jak kiedyś...
Wczoraj, dosłownie 15 minut po tym jak napisałam, że cudownie mi się pisze moim piórem (całe szczęście, że to takie "za stówkę", żaden zabytek), wypadło mi ono z ręki i spadło na stalówkę, która się wygięła. Udało mi się to naprostować, ale już nie pisze tak samo. I przypomniała mi się ta historia ze skrzypcami.
I nawet poszłabym w szersze metafory na temat życia, relacji z ludźmi. Czy jeżeli doświadczymy tego, że coś nie działa i zostało naprawione, to jesteśmy w stanie zaufać na nowo? Czy jesteśmy w stanie odbudować tę pierwotną ekscytację i zapomnieć o tym momencie, gdy było zepsute?
Czy będę umiała nie kontrolowac każdej kreski, czy aby wszystko jest ok? A może nie wytrzymam tego, że nie jest idealnie i zamówię nową stalówkę?...
PS. Czasem lubię sobie przesadzić z obróbką zdjęć.