Jako że M. miał w majówkę 2 szychty i nigdzie nie jechaliśmy, to stwierdziłam, że też popracuję drugiego. I to była nawet dobra decyzja, bo było dość efektywnie, szczególnie, że trochę mniej ludzi w pracy i jakoś względnie spokojniej.
M. wyszedł przed tym jak skończyłam, więc miałam popołudnie dla siebie. Przemogłam mój próg wyjścia i pojechałam na basen - w końcu trzeba chuść do ślubu, sukienka kupiona i zdecydowanie lepiej by leżała gdyby było te parę kg mniej. Cudów nie będzie, bo zostały 2 tygodnie, ale może takie 1-2kg spadną jeszcze... ;-)
A tak w ogóle ostatnio rozmawiałam z dziewczynami, z którymi byłam w Nepalu, że trzeba byłoby się wybrać tam wiosną, jak kwitną rododendrony.... Na razie mam rododendrony w ogródku, i to w kilku kolorach. Myślę, że się tu pojawią jako fotograficzne zapchaj dziury jeszcze nie raz :D