I znowu były dzień bez foty, gdyby nie to, że M. rzucił jak wracaliśmy z zakupów, że umyje mi furę. No i uwieczniłam ten moment :)
W każdym razie wygląda na to, że oprócz skarpetek M. mamy już wszystko na ślub.
I im bliżej tego dnia, tym bardziej się cieszę, że jednak robimy to bez wesela, gości itp itd. Już sam obiad rodzinny staje sie wyzwaniem, a co dopiero jakby trzeba było zgrać nie wiem ile osób, i tych wszystkich rzeczy, co to wypada mieć na weselu ;-)
...choć taki mały niedosyt cichego wypadu do Vegas i tak będzie :D