Dziś dostaliśmy zaproszenie do teatru.
Normalnie pełna kulturka, bileciki numerowane, miejsca przydzielone, scenografia, aktorzy... :)
Jest coś niesamowitego w dziecięcej wyobraźni. W tym jak te małe stworki łatwo wchodzą w inny świat, jak mało potrzebują, żeby stworzyć coś zupełnie innego.
Dorosłym pokaże się jedną kreskę i będą zagubieni, a młody umysł zrobi z tego sawannę albo ocean, w zależności od tego, co aktualnie jest potrzebne. My się jakoś blokujemy, że to powinno być lepsze, ze skoro sawanna, to muszą być krzaki, skoro ocean, to fale, a tu wystarczy kreska. Przecież reszta jest "oczywista".
Dziecko ma pomysł i robi to jak najlepiej potrafi i uważa, że to jest ok. Dorosły najpierw przeanalizuje, czy potrafi wystarczająco dobrze, czy mu się to opłaca, czy to pasuje do całej reszty... Tylko po co?
Pamiętacie jeszcze Małego Księcia? Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu :)