Za fejsbukiem:
Singapur dzień czwarty
Pojechaliśmy dziś na Santosę - to taka wyspa wybitnie przystosowana pod rozrywkę, z oceanarium, studiem uniwersalu, basenami itp. My tam tylko tup tup cichaczem i po taniości na plażę coby zaliczyć kąpiel w basenie Pacyfiku 😎
Z plaży (dzięki słoneczko, że byłeś za chmurką i nie usmażyliśmy się jak prosiaczki) pojechaliśmy coś zjeść do Chinatown. Z głupia zajrzeliśmy do hawkera z gwiazdką Michelina, do którego miały być kolejki i w ogóle po południu nie warto, a okazało się że bez kolejki, miejsca były, jedzenie też. Dobre nawet 😉
Wróciliśmy potem jeszcze do Gardens by the Bay na kolejny pokaz świateł - tym razem na drzewach. Była wersja z muzyką z oper, robiło wrażenie.
A potem do hotelu, po drodze kupując masala tea ice (M. na to wpadł, w sumie mogliśmy tyle razy wcześniej 🙈) i spijając je na schodkach za rogiem - bosz, ale to było dobre 😁
Ps. Znowu jakieś 20k kroków 🙈