Motylek!
Parę dni wcześniej pisałam strony na stole na zewnątrz, przyleciał jeden motylek... Bosz, ale to było wrażenie, trochę jak z Porto, gdy wszędzie motyle, "free yourself", znaki i przemiany... Myślę sobie, może warto wrócić do tej idei, może mimo wszystko coś w sobie kiszę...
I tak jeden motylek na ławce, raz nawet mi siadł na zeszycie... A potem przyszedł M. w jasnej koszulce i całe stado go obsiadło, spojrzałam na krzak obok, a tam ich całe chmary... Trochę czar prysł, choć podobno jeszcze nigdy nie było ich aż tyle.
To jak tam?... Odpuszczamy konwenanse i idziemy spijać nektar? ;-)