Tak ogólnie życiowo wychodzę z założenia, że człowiek jest się w stanie wszystkiego nauczyć. Taki renesansowy humanizm, Da Vinci itp, oczywiście w mniejszej skali. Jeżeli jesteś w stanie zrobić biszkopt, poradzisz sobie z przygotowaniem zaprawy murarskiej. Jeżeli umiesz pomalować ścianę, dasz radę pomalować paznokcie itp itd.
I tak generalnie staram się "umieć w rzeczy". Czasem z prawdziwych potrzeb, czasem sztuka dla sztuki. Ale motoryzacja...
Do tej pory opowiadam jako anegtotkę moją rozmowę z kolegą z pracy, który wrócił po urlopie, w trakcie którego ja kupiłam furę...
I w tym momencie dotarło do mnie, że zaszłam za daleko ;-)
Ogólnie staram się wiedzieć to, co powinnam jako posiadaczka samochodu, ale wnikanie w jakieś zawiłości konstrukcyjne jakoś mnie nie pociąga ;-) Tym bardziej się cieszę, że mogłam już przestać być silną, niezależną kobietą i zdać się na własnego mężczyznę jeżeli chodzi o serwis hamulców =)