No i znowu w pociągu...
Nadrobiłam właśnie wpisy z maja (wczoraj wrzuciłam cały kwiecień). To jest najlepsze w tych pociągach, że nie szkoda czasu na takie "pierdoły".
Choć uwielbiam PKP...
W Sosnowcu (10 min od Katowic) powiedziano nam, że będziemy czekać 25min bo awaria rozjazdu, a potem ruszyliśmy po 3 minutach. Najpierw nas ugotowali do prawie 30 stopni, a teraz żałuję, że nie mam cieplejszych skarpetek i cieszę się, że nie mam miejsca przy oknie, bo klima daje na całego.
Zaraz Warszawa i potem już z górki. I będzie można poczytać książkę, w sumie pierwszy raz odkąd skończyłam Diunę się za coś wezmę... Mam nadzieję, że w Pratchetta też się tak wkręcę :D