Nie ma jak przejechać całą Polskę w góry, i przesiedzieć pierwszy dzień w domu układając puzzle z górami, że niby pada ;-)
Tzn. nawet naprawdę padało, zaczęło idealnie w momencie, kiedy wyszłyśmy z domu, całe takie gotowe, w plecakami, w ciuchach odpowiednich, wyszłyśmy przed klatkę i tyle tego było :D
Ale może decyzja o powrocie była słuszna, bo popadywało przez cały dzień, a jak wyszłyśmy kolejnego, przy świetniej pogodzie, to i tak mnie to ruszenie czterech liter sprzed kompa bolało tak, że chyba by mi psyche zmiękła, jakby jeszcze miało boleć i być mokre :D
Niby nic, taki tam niedzielny spacerek, niecałe 20km, 700m w górę... a boli jeszcze następnego dnia całkiem konkretnie :D
Choć stęskniłam się za takim chodzeniem. A góry chyba nadal mnie kochają...
No i jeszcze roślinka na koniec, bo przecież jak nie cyknąć roślinki ;-)