Voo Voo w Starym Maneżu.
O matulu, co to był za przecudowny koncert!...
Na Voo Voo generalnie chodzę ślepo, na wszystko co jest w zasięgu. Chociaż wcale ich tak na co dzień nie słucham, to koncerty uwielbiam. Pospieszalski na scenie to jest zjawisko samo w sobie i tego nie da się opisać ani zastąpić niczym innym.
I jak zawsze dotykają mnie do żywego, tak tym razem to był odlot totalny... Nigdy w życiu aż tak nie przeżyłam muzyki.
Tak, pracuję ostatnio nad ogólnie pojętą wrażliwością artystyczną, sama tworzę, muzyka jest dla mnie ważna od zawsze i wszędzie. Ale to co saksofon Pospieszalskiego mi zrobił było po prostu niesamowite, czułam się jak marionetka na sznurkach jego dźwięków, ładunek emocjonalny, którym zbombardował publiczność był druzgoczący. I jak zwykle jest magia na ich koncertach, to tym razem było jej jakby więcej...
W Open Voice czasami sobie żartujemy, że "ćpamy dźwięk" – i na tym koncercie to nie był żart. Czułam się dokładnie tak, jakby mnie ktoś odurzał, otwierały się nowe przestrzenie, w których jeszcze nigdy nie byłam. No mówię Wam, cudo!
PS. To jest mój 1700 dzień fotografowania codziennie! [EDIT 05.07.2022: zamykając piąty rok projektu zorientowałam się, że machnęłam się w numeracji, i właśnie zmieniam cyferki w ponad 100 plikach....]