Jakbym miała powiedzieć jaki jest mój ulubiony sport – to byłaby to jazda na łyżwach.
Jakoś jeszcze w zeszłym wieku (czy to w ogóle nie jest fajne żyć w takich czasach, żeby móc tak powiedzieć? :D) mama mnie zabrała na łyżwy, a potem tata doszkolił i tak zostało. Bywały takie sezony, że jeździłam 5-6 razy w tygodniu. Teraz cieszę się, jak uda się 2x w weekend.
Nie wiem w sumie dlaczego, ale jest to jedyna aktywność, do której jestem w stanie się zmusić będąc nawet totalnie zmęczoną. I jakoś lżej odczuwam zmęczenie w czasie jazdy. Rolki mają trochę podobnie, tylko na rolkach mam więcej obaw przed spoktaniem z asfaltem, lód jednak nie próbuje zgarnąć twojej skóry dla siebie ;-)
Mam takie małe marzenie kiedyś spakować łyżwy do walizki i pojechać do Kanady zimą. I pojeździć na zamrzniętych jeziorach. Tak na pełnej prędkości, bez ograniczeń, z wiatrem we włosach (albo tam w czapce :D). Niech no tylko ta pandemia się skończy...