Ta strona przeszła w stan spoczynku 17.05.2024. Od 18.05.2024 publikuję treści na stronie martakluka.pl

Indie i Nepal
napisane latem 2018

Strona
3 z 6
12
3
456

Dni 5-7 – Varanasi c.d.
18-20.10.2013

Jeszcze trochę impresji z tego miejsca... bo mam za dużo zdjęć jak na jedną stronę :D

Krowy. Krowy w Indiach są święte. Krowy w świętym mieście są święte szczególnie. I są wszędzie. Szczególnie na tych najwęższych uliczkach, coby ciężko było je wyminąć... Lubią też na przykład ułożyć się na środku głównej drogi miasta, żeby każdy musiał je omijać. I każdy omija.

Zdarzają się też oczywiście mniejsze kopytne, typu wszystkożerne kozy.

Wspominałam chyba, że na tych uliczkach jest brudno... Tak, jest brudno. Wydawało mi się, że już wiem, co to słowo znaczy, ale nie – dopiero tam zrozumiałam co to jest prawdziwy brud. A był on wszędzie... Naprawdę cieszę się, że zdjęcia nie rejestrują zapachu ;-)

Ale też zdarzały się bardzo klimatyczne uliczki. To było niesamowite, jak po paru godzinach w tym mieście byliśmy w stanie wylawirować tym labiryntem i wyjść dokładnie w miejscu, do którego chcieliśmy dotrzeć, pomimo że nie istniało żadne rozróżnienie adresowe (swoją drogą próbowaliśmy się dowiedzieć jak działa poczta, ale wychodziło na to, że działa na magię albo nie działa ;-)).

Jedyną wskazówką były drogowskazy do znanych hosteli oraz ghaty, pozwalające się zorientować na jakiej wysokości względem rzeki jesteśmy.

Ludzie... No Agra to nie była, ale też udało się uchwycić parę ciekawych twarzy.

Szczególnie ciekawe było sfotografowanie tego pana z brodą, który przewijał się w profesjonalnych galeriach w internecie. Nie sądziłam, że można go ot tak spotkać i sfotografować (oczywiście za drobną opłatą). Ale można, a pan się bardzo z tej drobnej opłaty cieszy.

Okazuje się, że niestety jest prawie niewidomy ze względu na zaćmę i ma drugiego pana z fletem, który sprawdza, czy aby drobna opłata się zgadza i obejmuje także jego gażę modela.

No i na koniec może wróćmy do świętej rzeki. Bo tak naprawdę tu, nad Gangesem działo się życie.

To tutaj ludzie rozpoczynali dzień kąpielą w świętej wodzie (świętej i masakrycznie burej, brudnej i śmierdzącej, która sprawiała wrażenie, jakby miała wyżreć wszystko jedną kroplą). To tutaj zarabiali na życie wożąc turystów łodziami. To tutaj wypływali na połów. To tutaj modlili się i odprawiali nabożeństwa. Wreszcie to tutaj znikali z tego świata z kłębem dymu z paleniska.

To także tu tabuny turystów wsiadają w łódki i dają się powieźć w górę rzeki, żeby móc zobaczyć jedyny w swoim rodzaju wschód słońca nad Gangesem. Jak już pisałam wcześniej – wstawaliśmy na ten wschód dwa razy. Pierwszy był średni, drugi był trochę mniej średni ;-)

W każdym razie nabrzeże o świcie wyglądało przepięknie. Warto też zwrócić uwagę na architekturę tych wszystkich budynków. Oczywiście w większości zaniedbanych, a jeżeli restaurowanych to też jakoś tak... nie w standardach do których jesteśmy przyzwyczajeni w Europie. Ale jakimś cudem to wszystko nadal tam trwa...

Dzień 8 – Varanasi » Sonauli
21.10.2013

Varanasi mieliśmy opuścić koło 19, jednakże nasz dzielny tuk-tukowiec dotarł z nami na dworzec autobusowy akurat tuż przed odjazdem poprzedniego autobusu. Oczywiście uczynni ludzie nie mogliby nam kazać czekać na przystanku i wpakowali nas na ostatnie wolne miejsca. Miejsca, o które w czasach szkolnych każdy się bił – kanapę na końcu autobusu.

Miejsca, których nigdy, przenigdy, ale to dosłownie przenigdy, nie należy wybierać będąc świadomym swych czynów, podczas jakichkolwiek podróży w Azji.

Było to jednak dobre 3 lata po tym, jak miałam przyjemność podróżowania nepalskimi środkami transportu zbiorowego i niestety wrażenia się trochę zatarły, zacierając przy okazji resztki mojego instynktu samozachowawczego. Ale turbulencje z tamtej nocy pomiędzy Varanasi a Nepalem zapamiętam chyba do końca życia i końmi mnie nie zaciągną za drugą oś jakiegokolwiek busa w Azji ;-)

Z notatek podróżnych

tani tuk-tuk to niepociumrany tuk-tuk
to, że mówią, że nie ma nocnych autobusów, to nie znaczy, że ich naprawdę nie ma
lokalny autobus: bilet 13zł, czas: 12h, kurz w zębach i latanie nad fotelami bezcenne :]
jak sobie obiecujesz, że nie będziesz siadać z tyłu w autobusach azjatykich, to nie siadaj
polskie wyrazy zapisane w hindii wyglądają przepięknie
autobus bezpośredni wcale nie znaczy szybki

Tak, tu na zdjęciu jeszcze jestem zadowolona, że pojedziemy wcześniej i nie musimy czekać... 350km, 12h i parę siniaków później już nie do końca to tak wyglądało ;-)

fot. Rafał Tyburski

poprzednia strona następna strona