Standardowo kwiatki z ogródka.
To był w miarę spokojny dzień (ciężkie kaszubskie roboty to jednak czysta przyjemność w porówaniu z górskimi), zakończony spokojnym spacerem "za róg" w crocsach, który finalnie stał się trochę ponad pięciokilometrowym marszem. To był moment, szalona decyzja i wróciliśmy już po zachodzie słońca. A crocsy mimo wszystko nie są najfajniejszym obuwiem trekkingowym :D