Mama się śmieje, że jestem w czepku urodzona. I podobno naprawdę tak było.
I w takie dni jak ten zaczynam w to wierzyć bardziej. Bo trafić w serwis rowerowy organizowany przez firmę idealnie w dzień bytności w biurze, gdy większość czasu spędzam po drugiej stronie Polski, na dodatek mając rower, którego nie miało się nawet czasu napompować, to serio jest farcik :D
Niestety moja drukarka postanowiła mi odebrać trochę wiary w ten farcik i po prostu wzięła była zdechła. Zaczęła drukować i "ciemność, widzę ciemność". Cóż...