Perturbacje z gitarą, chorobą, rozjazdami i ogólnie pojętym życiem sprawiły, że znowu robię coś na ostatnią chwilę.
Niby pomysł był, niby wszystko wiadomo, ale nagrania jako takie zajmują jakieś hektyliony dupogodzin i mam wrażenie, że przełączałam się tylko między pracą a "studiem".
I jakoś tak jest, że jak coś niby fajne, a się okazuje że trzeba to zrobić na tip top i konkretny moment, to trochę jednak męczy... ;-)